Recenzja filmu

Gad (2023)
Grant Singer
Benicio del Toro
Alicia Silverstone

Irytacja

Netflix przychodzi do nas z kolejnym filmem, tym razem klimatycznym, mrocznym i dusznym dreszczowcem, który opiera swoją budowę na klasykach tego gatunku takimi jak m.in. dzieła Finchera. I to
Netflix przychodzi do nas z kolejnym filmem, tym razem klimatycznym, mrocznym i dusznym dreszczowcem, który opiera swoją budowę na klasykach tego gatunku takimi jak m.in. dzieła Finchera. I to wraca do tych klasycznych założeń bardzo skutecznie. Od samego początku mamy budowany ciężki, stonowany klimat, szybko rzucane są nam pod nogi kolejne poszlaki i podejrzani, czasami nawet dwie informacje są podawane równolegle w jednej scenie. A przez to wszystko prowadzi nas dobrze budowana postać Toma granego przez Benicio del Toro. Wiele wątków na raz potrafi przytłoczyć, a jednak reżyser umiejętnie podaje je w przystępny sposób i pozwala złapać oddech wrzucając co jakiś czas przystanek w postaci sceny czy też całego wątku humorystycznego jak np. z kranem kuchennym. Gdzieś między tym wszystkim zaczynamy sami łączyć kropki i przewidywać co będzie dalej, że A + B da nam C, ale przecież my to wszystko już znam z innych filmów, a mimo wszystko potrafimy dalej z zaciekawieniem oglądać. Teraz wystarczy wszystko sensownie pospinać w całość, powyjaśniać, dokończyć co trzeb dokończyć i mamy solidny kompletny kryminał prawda? …prawda?

I tak by za pewno było, gdybyśmy mieli do czynienia z kompetentnymi scenarzystami, którzy nie przypominają sobie prawie po dwóch godzinach materiału, że film potrzebuje zakończenia. Kiedy je w końcu dostajemy, nie czujemy zażenowania a zwyczajną irytację. Irytacje, że daliśmy się nabrać temu co do tej pory oglądaliśmy. Już nawet nie chodzi o samą prostotę „rozwiązania” i pójściem po najniższej linii oporu z napisaniem go, ale same końcowe wydarzenia to zwyczajna kalka scen z innych filmów tego typu. Brak tam zaskoczenia, sekretu a przed wszystkim emocji.

Gwoździem do trumny jest to, że tak naprawdę wyjaśnienie nic nie wyjaśnia. Nie wiemy co, gdzie, kiedy i czemu. Kto miał jakie układy z kim, kto co zrobił, jak to zrobił, czemu to się pojawiło i co się stało z kim. Przez cały film mamy wrzucanych pełno wątków, które mają zerowe domknięcie w finale, a nawet zerowy wydźwięk w trakcie filmu jak historia poprzedniego partnera naszego detektywa, która nas intryguje i która zostaje porzucona po dwóch scenach i buduje w żaden dodatkowy sposób postaci czy wątek Eli’ego i jego całe backstory. Po co to tam było? Poziom rezygnacji i obojętności scenarzystów doskonale obrazuje ostatnia scena, w której po prostu nasz „główny” zły zostaje zakuty w kajdanki bez żadnego wcześniejszego wprowadzenia, nic więcej, koniec, nawet nie tworzy to klamry dla całej historii.


Efekt frustracji tylko, że nie po seansie a w jego trakcie pogłębiają udźwiękowienie i kadrowanie. Jeśli chodzi o ten drugi element, to operator prowadzi nas przez film tajemniczo. Ruch kamery jest specjalnie pokierowany w taki sposób, aby raz było widać tylko cień danej postaci, raz jej tułów, tam kadr wydaje się być niekompletny, a w innej scenie nakierowuje się naszą uwagę na inny obiekt niż ten, który jest istotny. Taki sposób ma sens, ba jest dość popularny w tego typu produkcjach i daje założony efekt, tak by było i tutaj, tylko że jest jeden problem. Te sceny pozostają niekompletne, ponownie nikt nam nie pokazał, nawet nie zasugerował co kryło się za mgłą tajemnicy i tak o to jesteśmy znowu poirytowani i rozczarowani.

Za to muzyka to już jest całkowita tragedia. Twórcy postanowili znaczny ciężar budowania klimatu zrzucić właśnie na muzykę, tylko w sposób, który mija się z celem. Praktycznie każda scena zaczyna się mocnym, donośnym uderzeniem melodycznym i to nieistotne czy owa scena jest znacząca czy ma na celu „zaśmieszkowania” z widza, że ten dał się nabrać. Taki zabieg może by miał prawo bytu w momencie, którym był by stosowany raz na pół godziny- może rzadziej. A tak to po trzecim razie nie robi to na nas żadnego wrażenia, a tylko wywołuje efekt odrzucenia. To tak jakby twórcy stwierdzili, że jeśli doprowadzą do mimowolnego podskoczenia widza na fotelu przy każdej możliwej okazji, to ich film, może się nazywać pełnoprawnym dreszczowcem.


Na zakończenie, krótko o aktorach, którzy oprócz Benicio del Toro i Michaela Pitta (Eli Phillips) są nijacy, bardziej figurują jako statyści niż postacie, na których ma nam zależeć. Film zdecydowanie na swoich barkach niesie wspomniany del Toro, którego  rola jako Tom’a wydaje się idealnie szyta na niego, odnajduje się w niej a także w ukazaniu relacji między nim a innymi postaciami. Nie pokazuje w niej nic nadzwyczajnego, ale wykonuje wszystko, żeby nazwać to bardzo solidnym odegraniem postaci, która potrafi nas zachęcić do oglądania jej poczynań i kibicowania jej. Za to Michael Pitt to jedyna osoba, która wyróżnia się z tłumu, próbująca poeksperymentować z rolą, wprowadzić w nią swój styl i za te chęci należy mu się plus. Co do Justnina Timberlake’a to miałem wrażenie jakbym oglądał na ekranie Bena Afflecka, snuł się i robił poważne miny, nic godnego zapamiętania.

Dawno nie zirytował mnie tak bardzo jakiś film jak właśnie „Gad”. Po zakończeniu czułem się oszukany, bo do samego końca wierzyłem, że to może być dobry thriller, który dostarczy mi lekki powiew najlepszych z tego gatunku. A skończyło się na tym, że jest do dobry film do momentu trzeciego aktu, dalej lepiej po prostu wyłączyć i nie psuć sobie wieczoru.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Do pewnego momentu "Gada" ogląda się jak obyczajówkę. Jest co prawda morderstwo, śledztwo i podejrzani,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones