....ale bez przesady,bez takich zachwytów,jak co poniektórzy tu wypisują.Takie miłe ciepłe kino,w miarę przyjemnie się to ogląda,ale czegoś tu zabrakło,aby określić ten film świetnym.Nieżle ukazane te relacje na linii ojciec-synek,ta ich wspólna "współpraca" przy tworzeniu książki,dobra wzruszająca końcówka,śliczne zdjęcia i scenografia,boska Margot Robbie w obsadzie - czyli nie jest żle,ale z drugiej strony brakło mi tu jakiś większych emocji,jakiejś "petardy",czegoś co bym zapamiętał na długo po seansie.
Petardą mogło być szersze ukazanie dorosłego życia Christophera Robina. Rzeczywiście film ma troche deficyt w warstwie emocjonalnej. Trudno zżyć się z bohaterami i rzeczywiście przeżywać ich losy. Zainteresowanych odsyłam do mojej recenzji:
https://krytykamateur.blogspot.com/2018/07/goodbye-christopher-robin.html
"Miłe, ciepłe kino"??? Przecież ten film jest cholernie smutny, pokazuje jak bardzo Milne i jego żona byli upośledzeni emocjonalnie i jak bardzo złymi rodzicami byli. Oni nie kochali swojego syna (albo nie potrafili go kochać), traktowali go bardzo przedmiotowo, jak małpeczkę do pokazywania w cyrku. Milne po prostu wykorzystał własne dziecko, a wykreowana przez niego postać, kochany przez wszystkich Kubuś Puchatek zniszczył życie prawdziwemu Christopherowi Robinowi. Tu nie ma nic ciepłego, ani miłego w tej historii :P .
SPOILER.
To prawda, nie potrafili go kochać. Co pięknie wytknęła im niania przed odejściem...
Dużo złego się stało dla tego młodego człowieka, ale jak już ojcu nieco oczy się otworzyły to zmienił postępowanie w zakresie swoich "uszkodzonych" emocji (dzisiaj nazwalibyśmy to zespołem stresu pourazowego) i starał się uratować cokolwiek z tego co pozostało.
Moim zdaniem najgorsze w tej biografii Krzysia było wczesne oddanie go do szkoły z internatem, uważam, że tam się dorobił największych traum, bo sposób traktowania go przez "kolegów" przypominał sławetną "falę" w wojsku, tyle że w wojsku jesteś sporo starszy.
Jak silna to była trauma dla tego małego chłopca świadczy to, że nigdy nie skorzystał z pieniędzy zarobionych przez rodzinę na książce. Oczywiście nie było by to tak silne, gdyby nie podłoże "przygotowane" przez rodziców.
mną najbardziej wstrząsnęła postawa matki, ojciec miał zespół stresu pourazowego, a przy tym przynajmniej trochę się starał, ale matka... zimna wyrachowana suka, nigdy nie powinna mieć dzieci. Po filmie poszperałam w necie i wyczytała, że dorosły Christopher po śmierci ojca ani razu nie spotkał się z matką. A film świetny