Filmowi daleko do pierwszej ligi thrillerów i kryminałów, jednak nie można mu odmówić starań. Co najbardziej zaskakujące, James Franco świetnie wypadł jako Christian Longo. Widać, że aktor bardzo uważnie studiował wywiady i przesłuchania których udzielał Longo. Krytyka zachodnich mediów zupełnie nieuzasadniona.
Poza tym, wszystko w tym filmie jest poprawne... reżyser bez specjalnej zasługi przeprowadził nas przez 1,5h dośc powolnym tempem. Muzyka choć dobrze tonowała emocje to nie zapadła w pamięć. Podobnie jak aktorzy drugoplanowi. Nawet sam Jonah Hill był tłem dla samego siebie.
Kolejny film do zapomnienia... gdyby nie fakt, że jest to naprawdę historia prawdziwa i sposób w jaki obeszła się z głównym bohaterem.
Nie do końca zgadzam się z Twoją opinią. Daleko mu do "pierwszej ligi"? Kolejny film do zapomnienia? Absolutnie nie ! Chociaż z chęcią poznałabym tę tzw. pierwszą ligę. Porównując z wychwalanymi przez wielu hitami typu "Labirynt" czy nawet "Zaginiona dziewczyna" przyznaję, że "True Story" wywarł na mnie dużo wieksze wrażenie. James Franco stworzył świetny portret psychopaty, jeden z najbardziej wiarygodnych jakie widziałam dotąd w kinie - bez przerysowania/ demonizowania tej postaci, fenomenalnie zagrał jednostkę pozbawioną wyższych uczuć, doszczętnie zakłamaną, narcystyczną i manipulującą otoczeniem. Rozgrywka psychologiczna między dziennikarzem a jego mrocznym alter ego - Longo trzymały w napięciu do samego końca. Postać dziennikarza również przykuwająca uwagę i niejednoznaczna- jego wewnętrzne konflikty, problemy osobiste i zawodowe, uzależnienie od rozmów z mordercą i to jak Longo zawładnął jego umysłem zostało przedstawione niezwykle sugestywnie. Dialogi poprowadzone w taki sposób, by wciągnąć widza w tę grę pozorów między bohaterami, by nikt z nas do końca nie wiedział komu wierzyć w tej historii, dlaczego Longo zabijał etc.
Muzyka doskonale pasowała do klimatu filmu, stanowiła jedynie tło wydarzeń- za to jakie wrażenie na tym tle wywarła później scena z fragmentem dzieła Gesualdo!
Mnie odpowiadała ta powolna narracja, śledzenie rozwoju tej dziwnej relacji, dynamiki między postaciami. (podobnie fascynujące były rozmowy między Clarice a Hannibalem w "Milczeniu owiec"). Cieszę się, że nareszcie powstał film, który zamiast policyjnej łamigłówki i powtarzanych do znudzenia kryminalnych schematów, pokazał historię mordercy z nieco innej perspektywy.
Poza tym słuchanie wyjaśnień Longo było fascynujące, choć przypominało trochę obieranie cebuli - warstwa po warstwie - wszystko okazywało się kłamstwem, dla tego człowieka coś takiego jak prawda chyba w ogóle nie istniało - ciągła manipulacja, zaciemnianie rzeczywistości - jak studnia bez dna. To chyba było najbardziej wstrząsające i pozwalało na niemal namacalny kontakt ze złem tkwiącym w tym człowieku.
Niesamowity film, o którym na pewno na długo nie zapomnę.
Należę również do wielbicieli tego filmu, główne role obsadzone doskonale, świetny, teatralny sposób prowadzenia opowieści. Doskonała muzyka i montaż dźwięku budowały nastrój w dobrym stylu. Fascynujące studium niezwykłej relacji - może dlatego, że wzbudziło we mnie wspomnienia dotyczące narcystycznej znajomej... Kto wie?
Wybacz szczerość - i bez dwuznacznej wazeliny: jak do tej pory jesteś tu pierwszym i jedynym, który rozumie niuanse fabuły, scenariusza, narracji, idei tego filmu. Jaśniepanie Kocie - to rzadki dar. Piąteczka (piąteczka mleczka)!
aha, tak zupełnie na marginesie - nie chciałabym wprowadzać w błąd, więc wyjaśnię, że jestem kobietą :D. Nieco mylącą nazwę "KotArystokrata" wybrałam jedynie z sentymentu do bajki z dzieciństwa "Aryskotraci".
Świetnie podsumowałeś.
Znakomity film, aktorski pojedynek mistrzów. Uwielbiam powolne, trochę teatralne kino, gdzie każde słowo, grymas, mina mają znaczenie. Bardzo dobry, pogłębiony portret psychologiczny mordercy-psychopaty, narcyza i manipulatora. I Finkel po drugiej stronie, początkowo zaślepiony widmem sukcesu i odkupienia swoich win dziennikarz, złakniony Wielkiego Tematu i marzący że Longo da mu temat na miarę "Z zimną krwią" Capote'a. Wzajemna gra jest tak niejednoznaczna, dziwna, kołująca, że początkowo ciężko nie wkręcić się razem z Finkelem w historię i nie ulec charyzmie Longo.
Film dużo mocniejszy pod względem psychologicznym, choć uboższy w akcję niż "Labirynt" czy "Zaginiona dziewczyna".
"Uwielbiam powolne, trochę teatralne kino, gdzie każde słowo, grymas, mina mają znaczenie." - właśnie, właśnie, ja też - takie filmy (czy sceny w filmach) wywierają na mnie zawsze największe wrażenie :)
Myślę, że tutaj główną postacią był Dziennikarz a nie Morderca i stąd rozczarowanie widzów. Mi się ten film bardzo podobał. Wyrazy uznania dla reżysera za obsadzenie Jonah Hilla w roli dziennikarza. Jonah zagrał bardzo wiarygodnie, a ode mnie odstał dodatkowe punkty za to, że nie jest plastikowym amantem ale właśnie takim zwykłym człowiekiem.
"Capote", "Pieśń Kata" czy serial "Mindhunter", obejrzyj, zrozumiesz czemu ten film jest po prostu cienki i żeby się nie silić zbytnio, zwyczajnie nudnawy. A książki na podstawie których nakręcono powyższe to już arcydzieła i filmy w zaden sposób nie oddadzą wrażeń po ich przeczytaniu.