Naprawdę chciałbym lubić polskie produkcje, bo przecież kiedyś były one na wysokim, światowym poziomie, ale pod dwóch odcinkach poddałem się. Fabuła nie ma w sobie nic wciągającego, a całość nie jest na tyle atrakcyjna wizualnie, by choć tym przyciągać (nie ten budżet...). Aktorstwo litościwie przemilczę. Może po prostu nie umiemy robić porządnego SF? Piotr Szulkin to potrafił, pomimo skromnych budżetów. Zrobił kilka naprawdę wielkich filmów. Próbował Żuławski, ale ambitnego dzieła nie skończył w takiej postaci, jaką sobie wymarzył. Genialną „Seksmisję” pomijam, bo to jednak coś innego. I jeszcze jedna uwaga, który to już raz? Kiepska realizacja dźwięku. Dlaczego to jest taki problem w polskich produkcjach? Nie rozumiem. Używa się tego samego sprzętu, fachowców u nas nie brakuje, niektórych znam osobiście. Kwestia budżetu, bo na warstwie dźwiękowej się najbardziej oszczędza? Niemal zawsze oglądam z tym samym poziomem głośności, a tu musiałem o kilka dB podnieść, by w ogóle zrozumieć co mówią aktorzy. Nadmienię nieśmiało, że zawodowo zajmuję się muzyką, na produkcji dźwiękowej się znam (wybaczcie mi jeśli to brzmi nieskromnie), więc wiem, że się da. A nagrania stricte muzyczne nie różnią się aż tak technicznie od filmowych. Więc czemu kolejny raz jest tak słabo?
Jeśli jak piszesz, znasz się na produkcji dźwiękowej to komu zadajesz pytanie - dlaczego kolejny raz jest tak słabo? - to raczej ja jako laik chciałbym usłyszeć od Ciebie co jest w produkcjach polskich nie tak, że dźwiękowo to brzmi tak fatalnie, zwłaszcza dialogi?
Nie podejrzewam osób zajmujących się udźwiękowieniem filmów o brak kompetencji, czy narzędzi. Wiedzą jak to powinno się zrobić, dlatego mnie tak dziwi ten powszechnie występujący problem. Ja bym powiedział, że często dźwięk jest źle zmiksowany, ma złe proporcje planów, niezbyt dobrze są nagrane kwestie mówione i osadzone w miksie. Być może wynika to z niedostatecznego użycia korekcji, kompresji itp. By nie wchodzić w szczegóły, dialogi nie muszą być wcale głośniejsze, by były lepiej słyszalne i bardziej zrozumiałe. To raczej kwestia ich osadzenia w ogólnym obrazie dźwiękowym. Problemem jest także dźwięk przestrzenny, np. 5.1, gdzie zdarza się niekompatybilność obrazu ze ścieżką dźwiękową. Jako przykład bym podał, że widz ma przed oczami przelatujący nad głową samolot, a słyszy go najpierw z tyłu. Tymczasem gdy słychać go z tyłu, to w ogóle go nie powinno jeszcze być na ekranie. Żeby nie było, w zagranicznych produkcjach też bywa różnie, muzyka i efekty zagłuszają akcję itd. Ale tam są to incydenty, u nas niestety reguła. Powtarzam, nasi realizatorzy są fachowcami, więc nie brak wiedzy, czy narzędzi jest problemem. Zresztą proponuję zwrócić uwagę na dźwięk w „Rękopisie znalezionym w Saragossie”. Kiedy to było, a jak po latach dobrze wszystko brzmi.
Ze zrozumiałych względów nie będę się odnosił do możliwych opisanych przez Ciebie powodów technicznych, zapewne trafnie je pokazujesz. Pozostaje ciągle pytanie dlaczego mimo tego, że każdy dobry dźwiękowiec wie co robić, mamy to co mamy? Czyżby tradycyjna polska olewka? Po co się przemęczać, za dużo by trzeba włożyć w to wysiłku? Jeśli przyjąć, że wiedzą jak osiągnąć dobry efekt a tego nie robią to znaczy, że im się nie chcę, tylko tak to sobie tłumacze, przyjmując jak sam twierdzisz ich kompetencje.
No właśnie dlatego sam zadałem to pytanie, bo tego nie rozumiem. Od lat widzę ten sam problem, a prawidłowe wyprodukowanie ścieżki dźwiękowej w filmie nie wymaga jakieś tajemnej wiedzy, czy użycia czarnej magii. To podstawowy warsztat dźwiękowca, który można opanować. Narzędzia tez są powszechnie dostępne i znane. Jak wspomniałem wcześniej, zajmuję się zawodowo muzyką, nie tylko jako kompozytor, ale także producent nagrań innych artystów. Zatem mogę się wypowiadać o sytuacji w moim środowisku i tutaj naprawdę nasi twórcy, czy realizatorzy w niczym nie ustępują zagranicznym koleżankom i kolegom. Produkcje muzyczne są na wysokim poziomie. Nie wierzę, że filmowi dźwiękowcy są gorsi. Chociaż... Gdzieś słyszałem, że u nas w ogóle nie uczy się sztuki udźwiękowiania w szkołach filmowych. Nie wiem czy to prawda. Może ogólnie w polskich produkcjach budżet na dźwięk nie mały, a to jednak wymaga czasu i pracy?
Bardzo to dziwne. Dodam częsty problem z fatalna dykcja zwłaszcza młodych polskich aktorów. Choć zdarzyło się że Kożuchowska bełkotała w filmie Vegi. Może to też kwestią fatalnego udźwiękowienia?
Ale jak to jest, że amatorkie, polskie produkcje na YT mają często duużo lepszy dźwięk? Czyli się da i nawet fachmanem być nie trzeba.
A mnie ruszył "system", znowu mówią o tym co czeka ludzi jeśli nie weźmiemy sprawy w swoje ręce. Warto się zagłębić w przekaz, a nie dźwięk, aktorstwo itp.
"...bo przecież kiedyś były one na wysokim..."
od czasów Barei nie kojarzę dobrego polskiego serialu, coś tam mi świta z Markiem Konradem (Ekstradycja, ale nie wiem jakbym teraz to odebrał), ale ogólnie to jest sieka.
Cześć Masta, a możesz polecić jakiś polski serial? Bo podobnie do alonsoharrisa nie mogę znaleźć nic ciekawego i zaczynam myśleć, że za peerelu było lepiej...
Skoro znasz osobiście tych fachowców od dźwięku, to może zapytaj ich o powód i podziel się tą wiedzą z resztą. Wszyscy w Polsce pewnie chcieliby to wiedzieć...
Rozważam napisanie artykułu na ten temat, w formie rozmowy z kimś z branży. Bo w sumie temat mnie intryguje, a publikuję regularnie w miesięcznikach o muzyce i stronie realizacyjnej. Jak wydawca da się namówić, to taki artykuł może powstanie.
Było trochę już na ten temat - teraz liczy się "naturalnie" więc dykcja u aktora to tylko różne rodzaje seplenienia. Żaden dźwiękowiec z g.. bata nie ukręci.
To prawda, że część aktorów (zwłaszcza młodych) ma problem z dykcją, ale problem z dźwiękiem zdarza się także w przypadku starszych, u których jest ona nienaganna. Więc chyba mówimy o dwóch różnych kwestiach. Dykcja to jedno, realizacja dźwięku i miksowanie dialogów drugie.
To zależy ile starszych. Problem mamy od jakichś 30 lat. Oczywiście niektórzy wiekowi artyści też kluchy w gębie miewają, ale skoro tasiemcowe seriale mogą mieć dobre udźwiękowienie to nie obarczałabym winą dziwkowców
Jakiś czas temu nagrywałem monodram, który zrobiliśmy z Krzysztofem Gordonem, aktorem wybitnym, choć wykorzystanym bardziej przez teatr, bo film polski za bardzo go nie docenił (może dlatego, że jest z Gdańska, nie z Warszawy?). To była prawdziwa przyjemność, wyjątkowy głos, dykcja, praca z mikrofonem itd. Nie należę do osób, które uważają, że kiedyś wszystko było lepsze niż dziś, ale takich aktorów chyba już w młodszych pokoleniach naprawdę nie ma.
Moja opinia nie jest opinią znawcy, ale zdanie wyrobiłam sobie nie tylko w wyniku obserwacji, ale również po lekturze artykułów, bo problem dostrzega też środowisko filmowe. Ogólną winą obarcza się reżyserów, którzy nie przywiązują wagi do dialogów. Nacisk kładziony jest na grę aktorską z myślą, że w postprodukcji wszystko się naprawi, a w rzeczywistości są
one w tak fatalnym stanie, że nawet najlepsi nie są w stanie bez scenariusza rozszyfrować zdania, a te często bywają niezgodne z tekstem pisanym.
Myślę, że problem jest złożony i ma więcej niż jedną przyczynę. Powiem, że pojawia się nie tylko w polskich produkcjach, ale u nas jest czymś wręcz nagminnym. Jak już wcześniej komuś tu odpowiedziałem, noszę się z zamiarem napisania artykułu na ten temat, z wypowiedziami samych dźwiękowców. Powiem tylko, że jedną kwestią jest to, czy aktora się słyszy (odpowiednia realizacja), inną zaś czy się go rozumie (dykcja, emisja głosu).
Min. właśnie taki artykuł czytałam :) Może w GW? Nie pamiętam, bardzo ciekawy, chyba wywiad.
Oczywiście, w życiu nic nie jest czarno-białe, ale czasem pewien czynnik przeważa. I fakt - od wielu lat wszyscy narzekają na dźwiękowców, a ich głos jest praktycznie niesłyszalny
Oglądasz amerykańskie kino bez wszelkich spolszczeń typu napisy lektor itd? Tak zapytam, bo tu się może kryć problem w polskim dźwięku i problemem z dialogami ;)
Owszem, zdarza mi się oglądać w oryginale. Ale nie sądzę, by to miało cokolwiek wspólnego z odbiorem polskich produkcji. Nie jestem zresztą jedynym, który dostrzega ten problem.
otóż ma to wielkie znaczenie, bo w napisach dostajesz na ,,papierze" dialogi, co automatycznie sprawia, że tekst zawsze jest zrozumiały. W kinie hollywoodzkim w niższym budżecie ten dźwięk jest identyczny jak u nas. Jestem studentem szkoły filmowej, ale również zawodowo zajmuję się realizacją dźwięku, i naprawdę nie mogę złego słowa powiedzieć np o dźwięku w tym serialu.
Ale ja oglądam w oryginale, nie tylko amerykańskie. Jeśli jest w języku mi znanym (a parę znam), to staram się oglądać bez napisów. Ja słyszę bardzo wyraźną różnicę w realizacji dźwięku w przypadku tego serialu i produkcji, gdzie jest on bez zarzutu. Oczywiście każdy ma prawo do swojego zdania. Nie jestem jednak jedynym, który ten problem podnosi, więc coś jest na rzeczy.
Może , gdyby robiono postsynchrony, których się nie robi ze względu na oszczędności, to byłoby lepiej.
W pełni się z Tobą zgodzę. Film, który powinien wciągać, chociażby fabułą, jest po prostu nijaki. Braki w fabule i scenariuszu, wypełnia nijaka muzyka, prymitywne zachowania aktorów i widoki klubów z beznadziejną jak dla mnie muzyką. Muzyka powinna stanowić łącznik fabuły, a nie go tworzyć. To nie musical. Dźwięki w polskich produkcjach to już standard. Dno, dna. Film źle zagrany, płytka fabuła i realizacja.