Spodziewałem się czegoś lepszego. Rozumiem, że mógł się komuś spodobać, ale na mnie większego wrażenia nie wywarł. Wydał mi się jakoś toporny. Praktycznie wszystko w filmie jest powiedziane (cała bajka) i nie pozostawia się miejsca na tajemnicę i właściwie czeka się tylko, jak to się zakończy. Pozatym myślę, że tytuł trochę chybiony, bo w wodzie niewiele się dzieje, a już kobietę widzi się chyba tylko raz (nie licząc "scen" pod prysznicem) - upierając się, to bardziej pasowałoby "Kobieta z (błekitnej) wody" {ostatecznie bohaterka nawet nie wraca do wody, tylko jest unoszona w przestworza; ciekawe skąd się wzięła w basenie?}. Cóż, według mnie, jedynym plusem jest to, że główny bohater nie jest "obiektem" misji narfy, ale ktoś drugoplanowy i że do realizacji zadania są potrzebni inni, że tak naprawdę każdy ma swoją rolę i znaczenie w filmie zwanym życie.